środa, 21 sierpnia 2013

WAŻNA INFORMACJA


Heja :)




RAZEM Z AGISZONEM MAMY DLA WAS DWIE BARDZO WAŻNE INFORMACJE!!!!!!!!!!

Otóż planujemy zmienić adres bloga.


Na dniach adres bloga zostanie zmieniony, wprowadzimy wiele zmian, w ogóle wszystko mam nadzieję ruszy na nowo :) znów, eh.
 Jeśli ktoś chciałby dalej do nas wpadać, czytać imaginy, śledzić wszystko na bieżąco-
w komentarzach podajcie nam jakiś kontakt do siebie. Blog, twitter, tumblr, gg, facebook, ask, cokolwiek.
My się odezwiemy i poinformujemy o nowych zmianach. :)
 Także, liczę na Was! :)



PONAD TO, MYŚLĘ, ŻE COŚ JESZCZE WAŻNIEJSZEGO

W związku z tym, że ten rok będzie dla nas bardzo ciężki (((egzaminy gimnazjalne, itp)))
ponownie szukamy kogoś do pomocy przy tym oto blogu. :)

OTWIERAMY CASTING NA AUTORKĘ WERSONOWO 

Edit  23.08.13r:
Proszę Was bardzo, aby każdy komu zależy na wersonowie, kto zagląda tu czasem i czyta nasze wypociny dodał poniższy banner na swojego bloga. Chcemy by jak największa ilość uzdolnionych directionerek dowiedziała się o naszych poszukiwaniach.
Bardzo dziękujemy za Waszą pomoc, to wiele dla nas znaczy kochani.
*** 



Osoby chętne do współpracy prosimy o nadesłanie imagina pasującego do jednej z tych kategorii:
<<<Prosimy abyście napisały oczywiście na którą się zdecydowałyście>>>

*+18 (SORKI, NIE MOGŁYŚMY SIĘ POWSTRZYMAĆ XDDD)
*X-Factor nigdy nie miał miejsca
*katastrofa
*abstrakcja (nie bójcie się tej kategorii, możecie tu napisać wszystko, chodzi o oryginalny pomysł)
*coś z koncertu
*podróż w czasie

Do podanych kategorii wymyślcie i napiszcie imagina, liczymy na waszą kreatywność pod względem kategorii! ;)

Ważne!  
Kandydaci muszą być pewni iż podołają i że mają czas. Osoby, które intensywnie muszą w tym roku skupić się na nauce (egzaminy, konkursy) niech dobrze się zastanowią i to dwa razy...
Ponad to osoby prowadzące inne blogi i strony też powinny zastanowić się, czy dadzą radę zorganizować swój rozkład dnia w taki sposób, by to wszystko pogodzić.

Jeśli ktoś prowadzi blogi, bądź stronki na facebooku prosimy o podanie ich w mailu zgłoszeniowym. x 



(Polega to na tym: jeśli ktoś nam się spodoba, od razu wchodzi do "załogi" i zostaje wzięty na okres próbny, który będzie trwał do 01.01.2014 roku. ;) )

adres, na który przysyłajcie prace: directionsgalaxy@wp.pl

pssss. na tym blogu nie publikujemy wielopartowców oraz imaginów z bromance'ami :)

Lots of love, Werson i Agiszon Xxxx







sobota, 27 lipca 2013

Imagin siedemdziesiąty~ Justin Bieber (+18, lol)


Przewróciłam się na lewy bok z nadzieją, że wciąż jeszcze śpię. Uchyliłam lekko oczy i blask letniego, porannego słońca uderzył mnie prosto w twarz. "No super." bąknęłam i spojrzałam na telefon, który niespełna minutę temu mnie obudził. -Oby to było coś ważnego, bo inaczej, kimkolwiek jesteś, zabiję cię- dodałam i spojrzałam na wyświetlacz. Pokazała się nowa interakcja na twitterze, więc szybko tam weszłam.


To co ujrzałam automatycznie wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy.
"Chwila chwila.... NIE MA JESZCZE NAWET 6 RANO!" krzyknęłam i włożyłam głowę pod poduszkę, by ponownie, choć na dwie godziny odlecieć z powrotem w krainę snów.

***
*CLANG! CLANG! CLANG!* ponownie otworzyłam oczy i przyłożyłam nachalnie dzwoniącą słuchawkę do ucha. -No cześć najpiękniejsza ma gwiazdeczko!- powitał mnie podekscytowanym, ponętnym głosem słodki Justin. -Mam nadzieję, że już jesteś prawie gotowa- dodał po chwili  równie
podekscytowanym tonem. "Cholera!" krzyknęłaś w myśli i wyskoczyłaś z łóżka niczym torpeda. -Ja... eee... Muszę kończyć- odpowiedziałam i rzuciłam telefon na łóżko. Spojrzałam na zegarek. 13:30. -CUDOWNIE, MAM NIECAŁE DWIE I PÓŁ GODZINY!- wykrzyknęłam na całe gardło i pobiegłam na dół.
Z Justinem znaliśmy się już bardzo długo, ale jesteśmy ze sobą dopiero od trzech miesięcy. Dziś będzie taka uroczysta kolacja, oficjalnie poznam jego rodziców.
-Do czego dwie godziny?- spytała mnie smażąca naleśniki mama, gdy wchodziłam do kuchni. -Dzisiaj mam kolację z rodzicami Jussa mamo!- krzyknęłam panicznym głosem. -Spokojnie, nie denerwuj się, wszystko pójdzie cudownie.- odpowiedziała jak zwykle opanowana mama. -Byłoby cudownie. Tak, świetnie, gdyby nie jeden, malutki szczególik. MAM NIECAŁE DWIE I PÓŁ GODZINY, A WYGLĄDAM JAK ZOMBIE!- wykrzyczałam i z kawałkiem naleśnika pobiegłam na górę pod prysznic. Kąpałam się około 30min., więc nie było zbyt źle z czasem. -Niech to szlag!- znów krzyknęłam widząc moje nogi, które wyglądały jak orangutany.
Pobiegłam do pokoju siostry i bez pukania do niego wparowałam. Na swoim łóżku leżała ona, a na niej leżał jej chłopak. Natychmiast się podnieśli, a siostra zaczęła na mnie krzyczeć. Nawet nie miałam czasu myśleć o tym, co oni tam robią, a tym bardziej z nerwów tego nie kontaktowałam. Wybiegłam z depilatorem w ręku i poszłam do łazienki. Przez następne 20min. goliłam nogi i z moim czasem zaczęło robić się nieciekawie. Po skończonej robocie rzuciłam maszynę w kąt i nerwowo otworzyłam drzwi szafy. To co ujrzałam mnie przeraziło. Setki ubrań, wszystkie porozrzucane, pogniecione, co niektóre brudne. -Justin, jesteś z największą bałaganiarą świata- pisnęłam i zabrałam się za wybieranie ubrań na dzisiejszy wieczór. "TO NIE. TO TEŻ NIE. I  TO NIE. NIE. NIE. MOŻE TO? EEEE, NIE. O, TA JEST ŚWIETNA, SZKODA, ŻE POPLAMIONA.... A TA? HM, SUPER, JUŻ SIĘ W NIĄ NIE ZMIESZCZĘ. TO NIE. TO NIE. TO NIE. NIE. NIE. NIE." krzyczałam w rozpaczy na całe gardło. Już miałam zrezygnowana biec do mamy i pytać, co mam zrobić, gdy nagle, na samym końcu szafy ujrzałam mały wieszaczek. "TO TAK!" zawołałam triumfalnie, ponieważ przypomniałam sobie mój całkiem niedawny zakup. Cudowna, różowa sukienka. Per-fect.
Zadowolona szybko się w nią wcisnęłam i pobiegłam do łazienki. Zrobiłam naprawdę delikatny makijaż, bo zaledwie pomalowałam rzęsy maskarą i nałożyłam puder na policzki. Gdy myłam zęby usłyszałam dzwonek do drzwi. Przeklęłam w myślach i szykowałam się dalej. -Kochanie, Justin przyszedł!- krzyczał tato z dołu. Odpowiedziałam, że niedługo przyjdę i złapałam do ręki lokówkę. Swoje długie, brązowe włosy pokręciłam w delikatne loki. Jeszcze szybko spryskałam je lakierem i poszłam z powrotem do szafy po buty. Strasznie bałam się je założyć, miały wysoki obcas, ale z drugiej strony bardzo mi się podobały, a to zwyciężyło. W efekcie wyglądałam tak {zestaw}. 
Spojrzałam na ręce i uniosłam głowę ku górze. "Dzięki Ci Boże, że mnie coś wczoraj natchnęło i pomalowałam te paznokcie" wyszeptałam. -Pospiesz się skarbie- powiedział twój tato. -Czekam- dodał zachrypniętym głosem Juss. -Już idę- odpowiedziałam cała w skowronkach. Wzięłam torebkę do ręki i poszłam na dół.
Zaczęłam schodzić po schodach, które odbijały dźwięki moich wysokich obcasów i obaj chłopcy spojrzeli w moim kierunku. Tato uśmiechnął się bardzo słodko, a zarazem triumfalnie, a Justin... Justina zatkało. Oblizał ponętnie wargę, przymrużył delikatnie oczy i zmierzył mnie wzrokiem. W środku gotowało się we mnie z dumy, ale oczywiście nie mogłam niczego okazać. -To ja już pójdę- odrzekł tato, ale żadne z nas nie zwróciło na to uwagi. -Witaj kochanie- Juss przyciągnął mnie do siebie, złapał w talii i na moich ustach złożył delikatny pocałunek na powitanie. Prawie zemdlałam, pachniał tak cudownie męsko, a z jego ust czuć było miętę, ale pomińmy to. -Musimy się spieszyć- odepchnęłam go lekko i wskazałam na zegarek. -Dzwoniłem przed szóstą rano, miałaś tyle godzin, musisz się szybciej szykować księżniczko- powiedział i zachichotał. Oczywiście zataiłam przed nim fakt, że wstałam 8 godzin po jego telefonie.
Oczywiście, jak na gentelmana przystało, otworzył mi drzwi do swojego pięknego lamborghini i szybko wsiadł z drugiej strony. Jak zwykle, nie byłoby wyjścia, gdyby nie cudowni i wspaniałomyślni paparazzi, którzy jak zwykle dali nam trochę od siebie odpocząć i pobyć razem, sami (sarkazm). -Znowu oni...- wyjęczałam. -Przepraszam skarbie, tak bardzo przepraszam...- odpowiedział mi z bólem w głosie, jego oczy lekko się przeszkliły. -Już dobrze, to ja przepraszam. Rozumiem wszystko, kocham cię.- powiedziałam i pogładziłam go po karku. -Trzymaj się.- odrzekł stanowczo i zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać Justin jechał już 140 na godzinę i wskazówka licznika wciąż pięła się do góry. Przywarło mnie do fotela i złapałam Juju za rękę. -Ufam ci- rzekłam i pocałowałam ją. W pare sekund zgubiliśmy wszystkich nachalnych fotoreporterów i po kilkunastu minutach znaleźliśmy się w posiadłości Justina.
Ledwo co zdążyłam wysiąść z auta, gdybym nie szła za rękę z moim chłopakiem od razu zaliczyłabym upadek, mój siłacz złapał mnie w ostatnim momencie. -Ale ze mnie niezdara- szepnęłam zdenerwowana, a Justin tylko się śmiał. -Z czego się śmiejesz idioto!- krzyknęłam. -Wiesz co by było, jakbym się przewróciła?! Zniszczyłabym sukienkę! Jak ja bym wyglądała przed twoimi rodzicami!- dodałam, a ten głupek wciąż się śmiał. -No dobrze już dobrze, skoro się tak bardzo martwisz, to...- nie dokończył i szybko wziął mnie na ręce. -Puszczaj! Puszczaj! Jak twoi rodzice zobaczą mnie u ciebie na rękach, to ciekawe co sobie pomyślą! Puszczaj!- darłam się na cały głos. -Spokojnie, myślę, że ciekawe co bardziej pomyślą, jak usłyszą twoje krzyki, hahaha.- powiedział rozbawiony. No tak, to najgorsze, co mogłam sobie wyobrazić. Poddałam się więc i dałam nieść mojemu księciu.
***
-Mamo, tato, to {twoje imię}.- rzekł dumnie Justin.
-Dzień dobry, {twoje imię i nazwisko}, bardzo miło mi państwo poznać.
-Nam również jest niezmiernie miło, bardzo dużo o tobie słyszeliśmy. Jestem Pattie, a to Jeremy.- odpowiedziała uradowana kobieta. Pan Jeremy pocałował mnie w rękę na powitanie.
Już wiem skąd u Justina takie maniery. W tej chwili do przedpokoju wbiegła dwójka rozkrzyczanych dzieciaczków.
-A to właśnie Jazmyn i Jaxon, moje rodzeństwo- przedstawił mi dwójkę uśmiechnięty od ucha do ucha brunet. Dzieciaki chyba od razu mnie polubiły, dziewczynka przytuliła mnie mocno. "Uff, początek jest dobry" w głębi duszy odetchnęłam z ulgą.
***
-Psst. Psst- Justin delikatnie kopał mnie pod stołem. Spojrzałam na niego z pytającą miną, a on mi wsunął małą karteczkę do ręki. Otworzyłam ją tak, żeby nikt nie widział;
"Przeproś i odejdź teraz od stołu. Kieruj się w stronę drzwi, tych z których weszliśmy. Ja załatwię to z rodzicami."
Zrobiłam jak poprosił chłopak, wstałam grzecznie od stołu, przeprosiłam i odeszłam. Za około 3 minuty przybiegł do mnie Justin. -Co się dzieje?- Spytałam. -Chodź, przejdziemy się na spacer.- odrzekł i złapał mnie za rękę. Szliśmy chwilę w milczeniu, widziałam, że Justin jest poddenerwowany, więc ja również nic nie mówiłam. Poszliśmy do ogromnego ogrodu, lecz szliśmy dalej. Na tyle, że cały dom znikał na horyzoncie. W ciszy, jaka była wszędzie wokół słyszałam, jak mojemu ukochanemu szybko bije serce i jego oddech jest nierównomierny, przyspieszony. Zaczęłam się trochę bać, o co chodzi, ale nie robiłam nic, żeby go nie speszyć. Po kilkunastu minutach długiej ciszy dotarliśmy do małej altanki, w środku której było rozpalone ognisko, wokół którego leżał duży, ciepły koc. Juss wziął mnie za rękę, obkręcił i zaprosił na koc, wskazując na niego palcem.
Podeszłam i ułożyłam się wygodnie, a zarazem tak, by wyglądać jak najbardziej seksownie, zmierzyłam bruneta wzrokiem, przygryzłam wargę i poklepałam miejsce obok mnie zachęcając go, by do mnie dołączył.
-Dlaczego jesteś taki zdenerwowany? Przecież robiliśmy to już.- powiedziałam, chcąc zabrzmieć seksownie, i objęłam go w klatce piersiowej. -Ale dziś jest dla mnie bardzo wyjątkowym dniem- powiedział patrząc w ziemię.
-Wiem skarbie, dla mnie też. Ale równie wyjątkowym, jak i wspaniałym dniem. Cudownie byłoby go zakończyć w przyjemny sposób.- rzekłam ponętnie. Brunet obrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie swoimi brązowymi oczami, w których zaczynał palić się ogień. Chłopak złapał mnie za nadgarstki, położył je za moją głowę i przytrzymał, bym nie mogła wykonać żadnego ruchu. Leżał na mnie i dominował, co mu się bardzo podobało i to widziałam. Zaczęłam się śmiać na samą myśl, że facetów cieszy coś takiego. Justin przerwał całowanie mnie w szyję i spojrzał pytająco, ale poprosiłam go tylko,  by nie przestawał. Trafił w to miejsce, przez które nie myślę o niczym innym. Składał na mojej szyi delikatne pocałunki, a jego prawa ręka zaczęła zjeżdżać w dół mojego ciała. Ostrożnie podwinął sukienkę i delikatnie gładził mnie pomiędzy nogami. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą. Justin przerwał, uniósł mnie lekko i szybko ściągnął sukienkę, rzucając ją w kąt altanki. Wykorzystałam sytuację i to ja obróciłam go na plecy, po czym jego koszulka również wylądowała w kącie. Uśmiechnął się zawadiacko i złapał mnie za piersi. Bawił się nimi przez kilka minut, przez co ja znów leżałam na plecach. To zadziwiające, że w tak krótkim czasie nauczył się tak dobrze rozpinać stanik. Leżałam, a Juss zajmował się całym moim ciałem, od stóp do głów. Delikatnie masował mi stopy i całe ciało, obsypywał mnie pocałunkami, szeptał do ucha trochę czułe, a trochę zboczone słówka. Byłam w niebie, ale nie pozwoliłam mu na tak długą dominację, więc szybko usiadłam na nim okrakiem i ściągnęłam jego bokserki. Jego penis był już mocno twardy, więc wystarczyło kilka moich ruchów ręką i namiętnych pocałunków. Widziałam, że mój książę zamknął oczy i odchylił głowę, cichutko pojękując.
Uniosłam się i po prostu do niego przytuliłam, a wtedy on przywarł do moich warg. Jego pocałunek był ostry i namiętny, i tak bardzo seksowny. Złapał mnie za pośladki i delikatnie je klepnął. Wstał, a mnie położył na ławce altanki, powoli rozchylając moje nogi. -Spokojnie skarbie, będę dziś delikatny- wyszeptał i wszedł we mnie z leciutkim oporem. -Hihi, rozluźnij się księżniczko- powiedział rozbawiony; zauważył, że teraz to ja jestem poddenerwowana.
Ruchy Biebsa były płynne i powolne, robił wszystko, by nie sprawić mi bólu. Przechylił się bliżej mnie i bardzo lekko ugryzł mnie w wargę. W odpowiedzi usłyszał ciche jęczenie jego imienia, więc chyba mu się spodobało, ponieważ ponownie to uczynił. Jego płynne ruchy nabrały tempa, a oddech przyspieszył jeszcze bardziej. Justin mruczał, co chwilę szepcąc moje imię. Poruszał biodrami w przód i w tył, w przód i w tył, w przód i w tył [...], doprowadzając mnie do szczytów rozkoszy. Wziął mnie na ręce i nie przestając uprawiania seksu położył się na kocu, więc teraz to ja byłam na górze. OMG! Dopiero wtedy zobaczyłam, jakie chłopak ma podrapane plecy. Nie mam pojęcia, kiedy to robiłam, nie panowałam nad sobą...
Juju poruszał biodrami szybciej i szybciej tak, że skakałam przez cały czas. Widziałam, jak na mnie spojrzał. Jak głodny tygrys. Widziałam, że mu wspaniale. Przymrużył oczy i wykrzywił się. Chwilę potem jego sperma zalała moje ciało.
Pocałowałam go w czoło i położyłam się obok niego, na jego bardzo szybko i mocno chodzącej klatce piersiowej. On po kilku minutach, gdy był już bardziej obecny uczynił to samo i przykrył nas oboje kocem.
Zasnęliśmy w swoich ramionach, a przez pół nocy Justin składał delikatne pocałunki na moim ciele.





__________________________________________________________________

Taki trochę specjalny imagin, ponieważ nie o One Direction, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie. :)


Imagin dedykowany @justinftmeh, specjalnie na jej prośbę <3, kocham cię misiek, bądź silna, pamiętaj; @jbsfullcap (kocham cię tak ajkhdjfghsfgbcsydbdfvc <3) i @justinsdrugs, ciebie też kocham lamo :*
I WSZYSTKIM BELIEBERS <3

Mam nadzieję, że Wam się podobał. Liczę na komentarze.
Ciężko pracujemy, by imaginy były choć w miarę dobre, zależy nam na waszej opinii. :*

Jak będzie spora aktywność przy tym imaginie- jutro dodaję następnego i wszystko Wam wyjaśnię <3

Ps. Konstruktywna krytyka mile widziana. x


Lots of love, Werson Xxxxxxxxxxxxxxxxx

środa, 26 czerwca 2013

Imagin sześćdziesiąty ósmy~ Zayn




Wsiadłam do zapełnionego autobusu, przyłożyłam kartę do czytnika i ruszyłam w kierunku ostatniego siedzenia. Przemierzyłam już pół drogi co raz to spoglądając na brudnych i śmierdzących „meneli”. Oni patrzyli na mnie wzrokiem pedofili, to też jak najszybciej chciałam znaleźć się na końcu pojazdu komunikacji miejskiej. Usiadłam na samym końcu, na ostatnim siedzeniu, włożyłam słuchawki w uszy i puściłam "Birdy- People help the people". Uwielbiam tą piosenkę, jest magiczna. 
Kojące dźwięki otulały moje uszy, a ja oparłam głowę o własne ramię i zaczęłam myśleć. Nie było mi to dane na zbyt długo, ponieważ już po chwili moje oczy coraz rzadziej mrugały i przez przytłaczający i długi dzień zmęczenie zaczęło coraz bardziej ogarniać moje ciało. Całkowicie straciłam panowanie nad moją głową, a dzięki delikatnym kołysaniom autobusu jeszcze szybciej odpłynęłam w krainę snu. 
Po pewnym czasie poczułam delikatne szturchnięcia w moje prawe ramię. 
-Obudź się, obudź! Zaraz przegapisz przystanek!- rozkazująco szeptał pewien głos. Docierał do mnie ściszony, jak przez mgłę, ponieważ ledwo co otworzyłam oczy. Spojrzałam na chłopaka. Był wysoki, miał ciemną karnację i mocno ciemne włosy. Jego brązowe oczy spoglądały na mnie z czułością i lekkim rozbawieniem. Był męski i dobrze zbudowany, lecz mocno szczupły. Dobrze ubrany, a na jego palcach spoczywał piękny sygnet. 
Uśmiechnęłam się w podziękowaniu za uratowanie przed długim powrotem do domu i wyskoczyłam z autobusu zakrywając głowę przed deszczem. 
Przechodząc piaskową ścieżką wzdłuż drogi mogłam już zdjąć ręce z głowy dzięki wielkim sosnom stojącym i zwisającym tak, że można się było bez problemu pod nimi schować.
Szłam w przemoczonej bluzie i butach oraz ze słuchawkami w uszach i myślałam, co będę dziś robić. Dzień jest taki nudny, brzydka pogoda, nie wiadomo, czy ktoś będzie w domu...
Doszłam pod dom, szłam góra jakieś 5 minut, ale i tak zdążyłam nieźle zmoknąć. Szybko schowałam się na werandę i w kolorowym plecaczku znalazłam klucze od domu. Włożyłam mosiężny kluczyk w wielkie, zielone drzwi i wbiegłam do domu. Rzuciłam plecak na kanapę i ruszyłam w kierunku lodówki. -Mamo, tato? {imiona twojego rodzeństwa}? Jest ktoś w domu? Halo.- pokrzyczałam bezskutecznie i otworzyłam drzwi lodówki. Był w niej pojemnik z jedzeniem, a na nim karteczka 

"Kochanie, odgrzej sobie obiad. Dzieciaki są u kuzynki na noc, a my wrócimy bardzo późno. Nie czekaj na nas. Kocham Cię, 
mama" 

-No świetnie- westchnęłam i wrzuciłam posiłek do mikrofalówki.
Poszłam na górę po ręcznik i suche ubrania. Podczas wycierania włosów usłyszałam kilkakrotne "PIP PIP PIP" i poszłam na dół wyjąć małe pulpeciki i zasiąść do obiadu.
Wzięłam sztućce i ruszyłam w kierunku salonu. Rzuciłam się na kanapę biorąc do ręki pilot od telewizora i włączając laptopa. Bez życia skakałam po kanałach, co chwilę biorąc do ust kolejny kawałek mięsa.
 Siedziałam bezczynnie przed telewizorem, z laptopem na kolanach dołując się, że ten weekend zaczął się i będzie beznadziejny, a dzień jest cholernie nudny i nie mam co robić. 
Postanowiłam sprawdzić portale społecznościowe. Zalogowałam się na twitter i facebook w celu sprawdzenia co się dzieje u moich znajomych. Przeglądałam timeline z nadzieją, że coś znajdę, jednak nie było tam nic oprócz plotek na temat celebrytów, związków, czy planów różnych ludzi na weekend. Ewentualnie przewinęło się kilka zdjęć, ale były one dla mnie kompletnie bez znaczenia. 
Puściłam sobie muzykę na youtube, grała ona w tle programu informacyjnego, który leciał w telewizji. Po kilku minutach nic nie robienia zaczęło delikatnie grzmieć. -Coraz lepiej się zaczyna.- syknęłam pod nosem i dalej szperałam w internecie. Nie minęło dużo czasu, kiedy mój telefon zaczął wibrować, a na ekranie pojawiła się informacja o nowej interakcji na twitter. Weszłam szybko i ujrzałam wiadomość od koleżanki ze szkoły:


Zdziwiło mnie to bardzo, ponieważ dzisiaj ani w szkole ani nigdzie nikt nie mówił o żadnej imprezie. W dodatku z tą koleżanką spotykałam się góra raz w tygodniu, dziwnie było dostać takie zaproszenie. Z drugiej strony bardzo się ucieszyłam, że jednak dzisiaj nie będzie takie straszne i nudne. Przemyślałam sprawę i wysłałam koleżance odpowiedź:



Wysłałam i spojrzałam na zegarek. "CHOLERA!" Krzyknęłam widząc, że już po 16. Natychmiast pobiegłam na górę wziąć szybki prysznic. Musiałam też rzecz jasna umyć głowę, gdyż została dzisiaj zmoczona przez ulewę. Po dwudziestu minutach szybko wybiegłam z łazienki i pobiegłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i nagłe promienie słońca uderzyły mnie po twarzy. Schyliłam głowę. -Szlag. Cały dzień lało, a tu raptem ostre słońce. Niby dobrze, bo będzie lepsza zabawa, ale mogło mnie chociaż ostrzec, że tak mnie walnie po oczach- powiedziałam i podbiegłam do szafy. 
"TO NIE. NIE. NIE. NIE. TO TEŻ NIE. ANI TO. HMMM, MOŻE TO? NIE, JEDNAK NIE. Z TYM TEŻ JEST PROBLEM. TO TEŻ NIE PASUJE. NIE. NIE. NIE. NIE. NIE. NIE. ANI TO. NIE" przerzucałam ubrania w szafie krzycząc, że nie mam się w co ubrać. Pobiegłam do pokoju siostry, która już studiuje, więc pewnie nie będzie miała nic przeciwko, jeśli pożyczę od niej pare ciuchów. Zaczęłam przeglądać jej szafę. Z kolei w tej szafie wszystko mi się podobało i nie wiedziałam co wybrać. W końcu zdecydowałam się na to: {zestaw}, biorąc do tego swoje martensy.
Szybko ułożyłam jakoś włosy, spryskałam je i całą twarz lakierem do włosów, umyłam zęby i pobiegłam na dół.
"Mamo, {imię twojej koleżanki} zaprosiła mnie na imprezę. Mam nadzieję, że nie będziesz miała nic przeciwko, nie wiem kiedy wrócę, dziękuję za obiad.
{zdrobnienie twojego imienia}"
 Zamknęłam za sobą drzwi chowając klucz w umówionym miejscu, którym był pewien dołek za domem. Zadzwoniłam po taksówkę i ruszyliśmy w kierunku domu owej dziewczyny.
W taksówce spotkałam miłego pana, z którym chwilę pogadałam i dowiedziałam się, że mogę dzwonić, gdy tylko będę potrzebować podwózki. Podziękowałam, wysiadłam z pojazdu i stanęłam przed dość dużym, z zewnątrz pięknym domem, wokół którego było mnóstwo kwiatów i roślin. Uśmiechnęłam się mimowolnie, ponieważ widok był nieziemski. Niby w miarę często tu bywam, ale dziś ten dom wygląda inaczej, tylko nie wiem jeszcze jak bardzo jest zmieniony na potrzeby imprezy. Podeszłam do drzwi i delikatnie nacisnęłam dzwonek. Po kilku sekundach do drzwi podeszła koleżanka i ze środka domu wydobyły się głośne bity i głośny hałas rozmawiających i bawiących się ludzi. Weszłam do środka i od razu poszłam z koleżanką do salonu, tam się bawiła cała nasza "paczka". Po przywitaniu się z nimi prawie wszyscy poszliśmy potańczyć.
 Jeden drink, drugi, trzeci, papieros i z powrotem na parkiet. Długo się bawiliśmy, muszę przyznać. Co raz to podchodził jakiś przystojniak z naszej szkoły i prosił mnie do tańca, bądź komplementował, jak pięknie wyglądam i jaka jestem piękna. Nie powiem, to było miłe, tylko ciekawe, czy naprawdę tak myśleli, czy tylko chcieli zaciągnąć mnie do pokoju na górę... Nie ważne, chciałam się dobrze bawić, a nie tylko myśleć o konsekwencjach.
Poszłam do kuchni razem z dziewczynami pomóc przygotować więcej przekąsek. Stałyśmy tam i bawiłyśmy się jedzeniem, kiedy nagle do kuchni wbiegła jakaś pierwszoklasistka i zaczęła krzyczeć, że przyszedł "ON" -jaki on?- pytałam po cichu sama siebie, próbując skojarzyć jakiekolwiek fakty, jednakże moją głowę przepełniała pustka. Wyjrzałam przez framugę drzwi od kuchni i ujrzałam chłopaka, który był otoczony przez chyba praktycznie każdą dziewczynę, jaka przyszła do {imię twojej koleżanki}. Stały i skakały, jakby miały zjeść jajka. Widać, że chciały strasznie piszczeć, ale się pohamowały, żeby nie przestraszyć chłopaka. Przechyliłam trochę głowę i w końcu go ujrzałam przez ten tłum podnieconych hot 15-19. Chłopak wyglądał.... Nie będę nikogo oszukiwać, jak bóg. "Bardzo ciemne włosy, ciemna karnacja. Był męski i dobrze zbudowany, lecz mocno szczupły. Świetnie ubrany (zestaw), wysoki." Na chwilę przerwał rozmowę z dziewczynami i spojrzał w moją stronę. Jego wzrok. Jego oczy. "cholera, to on...." syknęłam. Koleżanka spojrzała na mnie pytająco, ale tylko kiwnęłam przecząco głową.
Tak, to był on. Chłopak, na widok którego moje serce zabiło szybciej w tym nieszczęsnym autobusie...
Nie chciałam podchodzić bliżej, wstydziłam się go... Poczułam, że moje policzki zalewa rumieniec.
Uśmiechnął się patrząc na mnie, przeprosił dziewczęta stojące wokół niego i zaczął iść w moim kierunku. Widziałam, jak odetchnął, stały przy nim tak blisko, że pewnie ledwo mógł oddychać.
Podszedł i pocałował mnie w rękę. Spojrzałam na grupę dziewczyn stojącą za nami. Wrogość i zazdrość w ich oczach aż raziła. -Witam panią, jak się pani dziś ma?- spytał ponętnym, zachrypniętym głosem. Ten głos sprawił (w połączeniu z widokiem jego lekko nieogolonej twarzy), że natychmiast poczułam, jak moje ciało zalewa fala gorąca. Rozpoczęła od czubka głowy, skończywszy na czubkach palców. Młodzieniec chyba zauważył, co się ze mną dzieje, bo tylko uśmiechnął się pod nosem i zadał kolejne pytanie, by wybrnąć z kłopotliwej dla mnie sytuacji. -Dotarła pani bezpiecznie do domu? Mocno pani zmokła?- spytał ponownie. -Dlaczego mówisz do mnie per "pani"?- odpowiedziałam pytaniem na pytanie. -Ponieważ mama nauczyła mnie, że nie można się zwracać do kobiet w sposób, który może urazić je choć w najmniejszym stopniu. Ponad to, jeszcze się z panią oficjalnie nie znam, nie wypada mi mówić na "ty".- odpowiedział łagodnie. Zatkało mnie, ponieważ jeszcze nie spotkałam mężczyzny, który byłby takim gentelmanem i traktował kobiety z tak wielkim szacunkiem.-Jestem {twoje imię}- wypaliłam "ni z gruszki ni z pietruszki". -Zayn. Zayn Malik, niezmiernie mi miło.- odpowiedział. W tym momencie, wypowiadania tych słów, wszystkie dziewczyny zgromadzone wokół nas zaczęły piszczeć i skakać, ale "z umiarem", chyba żeby nie przestraszyć chłopaka. Uśmiechnął się tylko blado i wskazał ręką przed siebie, żebym szła w tamtym kierunku. Wtedy zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy cały wieczór. Usiedliśmy na kanapie w salonie, dostałam do ręki drinka i od razu nasza rozmowa zaczęła się bardzo kleić. Widziałam, że Zayn chyba czuł się nieswojo wiedząc, że te dziewczyny tak się przyglądają. -Czy ciebie to peszy? No wiesz... Czujesz się nieswojo?- spytałam nagle. -Ja nie... Ale... Bardzo mi głupio, że siedzimy i rozmawiamy, a te dziewczyny się tak na nas patrzą, a ty musisz to znosić.- odrzekł. Fakt, do tej pory niezbyt zwracałam na to uwagę, ale gdy mnie uświadomił chyba nagle puściłam rumieńca i spuściłam głowę. -Chodź.- młodzieniec wziął mnie za rękę i pociągnął w stronę schodów na piętro. Zdziwiłam się i tylko spojrzałam pytającym wzrokiem, a on się tajemniczo uśmiechnął. Spojrzałam tylko na tłum (chyba fanek) dziewczyn i znaleźliśmy się na pierwszym piętrze. Szliśmy, w sumie nie wiedziałam gdzie, długim i szerokim korytarzem mijając różnych ludzi i zazdrosne miny dziewczyn. Weszliśmy do ostatniego pokoju po prawej stronie korytarza, a Zayn przekręcił kluczyk w drzwiach i podszedł do mnie. Zrobiło się trochę nieswojo, a ja się dość mocno speszyłam. Brunet widząc to zwolnił kroku i delikatnie pokazał pewien gest rękami symbolizujący, że nie ma on żadnych złych zamiarów. Uśmiechnęłam się promiennie, lecz nadal byłam poddenerwowana. Chłopak usiadł obok mnie, rozłożył się na łóżku i siedział przez kilka minut z ogromnym uśmiechem na twarzy. -Co?- spytałam speszona, od razu przez myśl mi przeszło, że mam coś na twarzy lub między zębami. -Nic.- odpowiedział nie tracąc uśmiechu z twarzy. -Jesteś piękna.- dodał stanowczo, ale jakby niepewnie. Normalnie zaczęłabym zaprzeczać i mówić, niech nie kłamie i takie tam, ale przy takim gentelmanie chyba nie wypadało. -Dziękuję. Ty też.- dodałam bez zastanowienia i chwilę później skapnęłam się jaka ze mnie idiotka. Jednakże nie przestałam patrzeć mu głęboko w oczy. Teraz to on się ewidentnie speszył, więc było 1:1. Jakimś pilotem leżącym przy jego ręku włączył muzykę i przysunął się do mnie. Nie wiedziałam,  co ma zamiar zrobić, więc siedziałam nieruchomo. Zayn był bliżej i bliżej mnie. Delikatnie dotknął mojej prawej dłoni. Moje serce zaczęło bić o stokroć szybciej. Chłopak widział to, ale nie zareagował. Podsuwał się jeszcze bliżej. Ja nadal siedziałam nieruchomo.
Swoją prawą rękę wplótł bardzo powoli w moje {kolor} włosy. Spojrzałam w jego wielkie, hipnotyzujące, brązowe oczy. Był idealny. W każdym możliwym tego słowa znaczeniu. Jego usta były coraz bliżej moich. Zayn już zamknął oczy. Ja również to uczyniłam, a w tej chwili jego delikatne, ciepłe i namiętne wargi przylgnęły do moich. Był porywczy, co chwilę całował coraz mocniej. Był seksowny. Był namiętny. Przez chwilę wstrzymałam oddech i miałam wrażenie, że zemdleję, ale zbyt mocno nie chciałam przerywać tej chwili. Jego ponętne usta wirowały z moimi jak w przecudownym tańcu. Bardzo delikatnie trzymał moją twarz w swoich dłoniach. Jego język leciutko świdrował moje podniebienie w taki sposób, że miałam ochotę na coraz więcej. Malik przytulił mnie do siebie mocno nie przerywając pocałunku.
W pewnym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi.








________________________________________________________________


Przepraszam za to, że tak rzadko piszę....

Chciałam Wam bardzo podziękować za aktywność pod ostatnim imaginem Agiszona. I za liczbę wejść. Ostatnio strasznie się uaktywniliście. Nawet nie wiecie, jak bardzo poprawiacie mi humor, naprawdę. <3
Nie będę się rozpisywać, bo to brzydko wygląda, lol XD
Chcę tylko prosić... Jeśli możecie (oczywiście jeśli macie chęć), możecie dalej "podawać" ten blog? Wiecie, żeby istniał na nowo, na nowo zdobywać czytelników i tak dalej... Wiem, że może nie piszemy tak świetnie jak zawodowcy, ale gdy widzimy, jak tu wchodzicie, komentujecie... Serca nam się cieszą. Chciałybyśmy, abyście pokochali ten blog jak my kochamy go i was.
Dziękuję za każdą osobę, która tutaj wchodzi...


Nie ukrywam, miło by było, gdybyście zostawili jakiś komentarz, czy coś.
Proszę... To  dla was tylko jakaś minutka, a nas naprawdę bardzo motywuje i zawsze cieszy.
Dziękuję.


Lots of love, Werson Xx



Ps. LOL, miałam się nie rozpisywać XD

czwartek, 13 czerwca 2013

Imagin sześćdziesiąty szósty.





Przyszedł około godziny 21, położył małą zwitkę na swoich kolanach i jedną ręką ujął swą twarz w dłoniach. "Tęsknię. Tak bardzo tęsknię" wyszeptał i wytarł małą łzę spływającą po jego policzku. Mimo, iż nic nie czułam, czułam się fatalnie...

[ Cofnijmy się do wydarzeń sprzed czterech miesięcy. ]

-Witaj kochanie.- wyszeptał Zayn, gdy wrócił do domu z uczelni. Wplótł swoje dłonie w moje włosy i na moich ustach złożył delikatny, aczkolwiek namiętny pocałunek.
-Cześć skarbie.- wyszeptałam najczulej jak potrafiłam, powstrzymując w sobie łzy.
Chłopak po pocałunku przykląkł, przyłożył dłonie do mojego brzucha, pomasował go i przywitał się również z maleństwem. Od razu poczułam, jak zaczęło kopać, gdy tylko usłyszało jego głos.
-Nie idę jutro na zajęcia.- odparł dumnie. -Co? Dlaczego?- spytałam zdziwiona. -Jak to? Zapomniałaś? Haha, jutro mamy wizytę. Niedługo rozwiązanie, trzeba się przygotować jak najlepiej.- powiedział uśmiechnięty i dumny. -Skarbie, sama pójdę. Shh, dobra, wiem, co zaraz powiesz. Więc dobra, możesz mnie zawieźć, ale zaraz potem jedziesz na uczelnię. Niedługo masz zaliczenia, nie możesz zawalić roku. I nawet mnie nie przekonuj do zmiany decyzji bo wiesz, że już ją podjęłam.- odpowiedziałam brunetowi. Zrobił tylko nadąsaną minę, ale nie miał wyjścia, jestem uparta.
***
Dzisiejszego dnia obudził mnie śpiew Zayna pod prysznicem. Wkurzona, że budzi mnie tak wcześnie przeklęłam cicho pod nosem i wstałam z łóżka. -Mam ochotę na ogórki z czekoladą- bąknęłam i poszłam do lodówki. W kuchni zastałam przemiłą niespodziankę, mianowicie pięknie przygotowany stół, na którym stało wystawne śniadanie. Miałam właśnie zasiadać do stołu, kiedy na moich szerokich wówczas biodrach poczułam jego męskie, silne dłonie. -Smacznego- szepnął i musnął ustami mój policzek. Podszedł do krzesła i odstawił je jak prawdziwy gentelman. Właśnie do mnie dotarło, że mieliśmy niecałą godzinę do wyjścia! Zjadłam szybko śniadanie i poszłam na górę przybrać moje ciężarne ciuszki. W efekcie zbyt krótkiego czasu zdecydowałam się, że wyjdę tak {strój}.
Chłopak wsadził mnie do samochodu i ruszyliśmy zatłoczonymi ulicami wielkiego miasta. Momentami Malik trzymał swoją rękę na moim kolanie, a wokół nas grał Ed Sheeran. Coraz częściej czułam, jak maleństwo we mnie się poruszało, zabrzmi to dziwnie, ale chyba w rytm lecących dźwięków. Dostałam ostrego całusa na "do widzenia" i podeszłam pod drzwi kliniki. Wzięłam głęboki wdech. Wiedziałam, co mnie czeka...
Pierwszy krok, drugi, trzeci. Moje ręce coraz bardziej drżały. Ledwie zdążyłam usiąść na krześle, usłyszałam od pani z okienka swoje imię i nazwisko. Ruszyłam w stronę gabinetu.
-Witam Cię, {twoje imię}.- powiedział doktor, który już dobrze mnie znał.
-Dzień dobry...- odrzekłam i usiadłam na krzesełku. Zakręciło mi się w głowie i zbladłam, ale nic na to się nie dało poradzić, lekarz przeszedł do rzeczy.
-Pamiętasz, o co cię ostatnio poprosiłem? Żebyś sobie coś przemyślała?- spytał. "Jak mogłabym zapomnieć", przeszło mi przez myśl, ale tylko przytaknęłam. -Miałaś się nie denerwować, powiedziałem, że to nie jest pewne, aczkolwiek...- kontynuował specjalista. -Aczkolwiek to jest jednak prawda- szeptem dokończyłam zdanie za niego.
-Przykro mi, {twoje imię}. Musisz podjąć decyzję. Ostateczną decyzję.- również szepnął. -Ono. Nie ja. Nigdy. Ono, nie robimy nic. Jest tak, jak jest. Termin jest za dwa tygodnie. Czekajmy. Kocham je.- powiedziałam stanowczo i wyszłam z gabinetu. Miałam zadzwonić do Zayna, gdy skończę wizytę, ale to nie był chyba najlepszy pomysł w obecnej sytuacji.
Poszłam  nad rzekę. Właściwie nad mały mostek jakiejś rzeczki przepływającej na obrzeżach miasta. Delikatnie i ostrożnie usiadłam na kładce i zaczęłam myśleć, delikatnie gładząc brzuch. -Kochanie, nie pozwolę ci umrzeć. Nie teraz. Nigdy. Masz przed sobą całe życie, wszystko przed tobą stoi otworem. Musisz tylko w to wierzyć i do tego dążyć. Musisz żyć, rozumiesz? Wiem, że słyszysz. Zapamiętaj te słowa.- szeptałam do małego dzieciątka wewnątrz mnie. Łza spływająca po moim policzku spadła i wleciała do rzeki robiąc praktycznie niesłyszalny dla człowieka "plusk". Wstałam i poszłam na autobus, który miał mnie zawieźć do domu.
***
"Morfina, szybko!" Słyszałam krzyki dochodzące wokół mnie. Nagle poczułam niesamowity ból w okolicach pochwy i  podbrzusza. Wszyscy ludzie, którzy byli zgromadzeni dookoła mnie krzyczeli i biegali jak opętani. Słyszałam tylko pojedyncze słowa. "dziecko; morfina; ojciec; lekarz; rozwarcie; komplikacje; pęknięta macica; [...]" zdałam sobie wtedy sprawę, że to już teraz. Że już rodzę. Że na świat przychodzi nasze małe maleństwo. Uśmiechnęłam się sama do siebie, kiedy poczułam ten niesamowity ból. <pominę tutaj opis porodu, chyba nikt niechciałby tego czytać...>
Jedna chwila. Jeden moment. Jedno uczucie. Jeden dźwięk. Płacz i przeraźliwy krzyk. To dobry znak. To zdecydowanie dobry znak. Zaczęłam słabnąć. Miałam mroczki przed oczami, wszystko się rozmazywało. -{zdrobnienie twojego imienia}- wyszeptał Zayn najciszej jak tylko mógł. -Tak bardzo cię kocham.- dodał. -Ja też cię kocham. W sypialni pod moją poduszką jest list. Przeczytaj go- odpowiedziałam ostatkiem sił i w tym momencie przestało bić moje serce.
Widziałam trochę jakby przez mgłę, wszystko wokoło działo się tak szybko. Lekarze, którzy biegali i krzyczeli wokół mojego łóżka, używając na mnie elektrowstrząsy. Ale nie to miało dla mnie teraz znaczenie. Spojrzałam na Zayna. Zayna, który klęczał nad moim łóżkiem. Chwilę był nieruchomo, ale zaraz potem wybuchł niepohamowanym płaczem. Rzucił się na to szpitalne łóżko. Zaczął mną potrząsać, krzyczał, żebym się obudziła. Całował całe moje ciało, błagał, bym wróciła. Chciałam go w tym momencie przytulić, dotknąć jego twarzy, ale właśnie wtedy zdałam sobie sprawę, że mnie już nie ma. Nie fizycznie. Że Malik bezskutecznie krzyczy do mojego ciała. Już nic nie wartego, stygnącego ciała. Że już nigdy nie dotknę jego twarzy, nie posmakuję jego ust. Nie przytulę się do niego tak, by poczuł, że daje mi poczucie bezpieczeństwa. Że już nigdy nie pójdę z nim na żaden spacer, a przynajmniej nie tak, jakbym chciała z nim iść. Że już nigdy wieczorem nie szepnie mi do ucha czułego "kocham cię" i nie pocałuje na dobranoc. Chciałam zacząć płakać, ale coś mi nie pozwalało. Coś rozdzierało mnie od środka, ale nie pozwalało wyrażać emocji na zewnątrz. Chciałam podejść, ale wydawało mi się, jakbym leciała. Płynnie przesuwała się nad podłogą. "Podleciałam" do mojego chłopca. Mojego zapłakanego, małego chłopca, którego kochałam ponad życie. Zauważyłam, jak patrzy na naszą małą córeczkę. Z wyrzutem, z nienawiścią, nawet nie chciał jej dotknąć. Wybiegł z sali pozostawiając nasze dziecko pielęgniarkom.
Rozdarcie w środku nasilało się coraz bardziej.
Pobiegł do domu. Od razu wszedł do sypialni i zajrzał pod poduszkę. Usiadł na łóżku cicho płacząc i otworzył moją ostatnią wiadomość skierowaną do niego.
"
Mój ukochany!

Piszę ten list do ciebie, ponieważ wiem, że nigdy bym się nie odważyła powiedzieć ci tego prosto w oczy. Zbyt bardzo cię kocham, bym widziała jak cierpisz.
Ciąża już od ósmego miesiąca była zagrożona, kwestią było tylko to, czy wytrzymam. Wytrzymałam i się nie poddałam. Dla was obojga.
Tego dnia, którego odwiozłeś mnie po raz ostatni do kliniki, lekarz przedstawił mi sytuację, w jakiej się znajduję. Nie było dobrze. Kogo ja oszukuję, było fatalnie. Nowotwór miałam już od kilku miesięcy, ale to nie przez niego wydarzy się to, co (jeśli teraz to czytasz) już pewnie się wydarzyło. Nowotwór był tylko dodatkowym ciosem; podczas ciąży zachorowałam na hemofilię.
Zayn, proszę cię. Jeśli to czytasz to wiem, że już mnie nie ma. Ale jest nasz mały skarb. Nie chcieliśmy znać płci, pamiętasz? Ale przeczuwam, że będzie to dziewczynka, więc będę pisała o naszym dziecku jako o "niej". To jest największy skarb, jaki nas w życiu spotkał, nie zapominaj o tym nigdy. Mnie już nie będzie, ale oddałam za nią życie. Jest częścią mnie, widzisz? NIGDY NIE WAŻ SIĘ NAWET, ŻEBY PRZEZ MYŚL PRZESZŁO CI, ŻEBY JĄ OBWINIAĆ. Takie jest życie skarbie, widocznie tak musiało się stać... Życie płata nam różne psikusy, ale musimy stawić im czoła. Musimy, rozumiesz? Ty musisz. Razem z naszą małą. Bądź najlepszym ojcem na świecie, opiekuj się nią najlepiej jak się tylko da, dbaj o nią. Jest twoim, naszym dzieckiem. Naszą wspólną pracą. Częścią nas. Kochaj ją najbardziej na świecie, tak, jak ja kocham ciebie. Zawsze z tobą byłam i jestem. I będę, nie fizycznie, ale zawsze będziesz odczuwał moją obecność, przysięgam ci to. Kocham Cię, Zayn."
Widziałam, jakie emocje towarzyszyły mu podczas czytania tego listu. Jak wiele włożył wysiłku, by dotrwać do końca. Znów to uczucie, ale nie mogłam się wypłakać. Tak bardzo mi tego brakowało... Po prostu się wypłakać i przytulić mężczyznę mojego życia. Życia wiecznego. 
Natychmiast do oczu Zayna napłynęła nowa porcja łez, dziwiłam się, że jeszcze miał czym płakać.
Zawsze był taki silny, męski, twardy. Nie dało się go niczym złamać, a teraz leżał na łóżku zwinięty w kulkę, trzymający list na piersi i płaczący w niebogłosy.
To tak bardzo bolało.... Zostałam przy nim. Cały czas przy nim byłam. 
Przez najbliższe godziny nic nie robił, nie pił, nie jadł, nawet nie ruszał się z łóżka. Leżał w tej samej pozycji. Nagle, po kilkunastu godzinach na jego twarzy pojawił się jeszcze gorszy grymas. Gwałtownie wstał z łóżka i zaczął krzyczeć. Chodził po domu, krzyczał i niszczył różne przedmioty. Krzyczał, jak bardzo za mną tęskni, jak mu mnie brakuje i błagał, bym wróciła do niego... Nie mogłam na to patrzeć, ani tego słuchać... 
Po dobrych pięćdziesięciu godzinach leżenia na podłodze i ciągłego płakania, mój ukochany zasnął. Spał tak słodko, ale tak niespokojnie.... 
Postanowiłam nawiedzić go we śnie, wszystko mu wyjaśniłam i przeprosiłam go za wszystko. Powiedziałam mu, jak bardzo go kocham................ 
***
Zayn jak najszybciej znalazł się w szpitalu. Szybko pobiegł na porodówkę. Chciałam, by podszedł do tego skarbu, za który zdecydowałam się oddać życie. By pokochał ją tak samo mocno, jak ja. I podszedł. Cały zapłakany wziął ją na ręce. W tym momencie znalazłam się przy nich. Objęłam ich oboje i wtuliłam ręce w twarz bruneta. Wyczuł moją obecność, zauważyłam to. I wtedy właśnie "poczułam", że dzięki mojemu niewykrywalnemu gestowi, pokochał ten mały cud, który razem stworzyliśmy. Przytulił ją mocno do siebie i tylko ruszając wargami "powiedział" Kocham cię, {twoje imię}.


***
Na cmentarzu już zmierzchało, jesienią, o godzinie 21 jest już przeważnie brzydko i chłodno. Przytulił małą {imię waszej córeczki} i powiedział, jak bardzo nas obie kocha...




 

____________________________________________________________________________




Mam nadzieję misiaki, że się Wam podobało.
Błagam, komentujcie.
Ożywmy ten blog. Niech działa  na nowo. My też się za siebie weźmiemy, obiecuję. Tylko musicie nam pomóc. Xx

Przepraszam, że taki smutny, ale jak mam doła, to dobrze mi się takie pisze, więc mam nadzieję, że wyszedł. :)

Lots of love, Werson. Xxxxxxxxxxxxxxxx

piątek, 17 maja 2013

Imagin sześćdziesiąty trzeci part. I ~Louis

On już mnie nie kochał, czułam to. Zdecydowanie wołał spędzać czas ze swoimi przyjaciółmi niż na jakichkolwiek zajęciach z mną. Tego dnia również wyszedł z domu, nawet się nie żegnając, chociaż wiele razy mnie mijał. Myślałam, że on też potrzebuje czasu dla siebie, ale po kilku dniach zrozumiałam co było na rzeczy. On się wypalił,. Nie chciałam wchodzić mu więcej w drogę, więc poszłam do waszej wspólnej sypialni, wyjęłam z szafy walizkę i spakowałam do niej swoje ubrania. Nie obyło się bez łez, ponieważ strasznie kochałam tego zwariowanego chłopaka. Zabrałam jeszcze z szafki jego zdjęcie, na pamiątkę, aby pamiętać te przepiękne chwile spędzone z nim. Usiadłam przy stole w kuchni, wzięłam kartkę i długopis i zaczęłam pisać:
"Drogi LouLou,
powinnam porozmawiać z tobą twarzą w twarz, ale boję się, że  nie jestem na to wystarczająco silna. Boję się, że jak spojrzę w twoje oczy, to już nie będę chciała odejść, sprawiając ci tym ból. Zrozumiałam, że mnie nie kochasz. Twoje gesty w moją stronę, a raczej ich brak, mnie w tym utwierdziły. Nie chcę ci już przeszkadzać w życiu,
twoja Amy."
Odłożyłam list na blat kuchenny z nadzieją, że Louis go znajdzie i przeczyta. Zabrałam torbę i kluczyki do mojego samochodu, zamknęłam dom i wsiadłam do auta. Uruchomiłam silnik i wyjechałam z podjazdu starając się nie wybuchnąć płaczem. Planowałam wrócić do mojego starego mieszkania w centrum Londynu, bo niby gdzie miałam się podziać? Było małe, może nie najpiękniejsze, ale jedyne, jakie miałam.
Weszłam po klatce schodowej na górę i otworzyłam drzwi od swojego mieszkania. Rzuciłam swoją walizkę w kąt pokoju i położyłam się na kanapie, nie kryjąc swoich łez.
Nie miałam pojęcia, ile leżałaś, użalając się nad swoim losem. Z transu wyrwał mnie dźwięk twojej komórki dochodzący z bluzy wiszącej w przedpokoju. Podniosłam się i poszłam odebrać.
- Halo? - zapytałam z lekką chrypką w głosie.
- Amy? Gdzie jesteś?! - usłyszałam jego głos.
Szybko się rozłączyłam. Podeszłam do laptopa, którego również zabrałam ze sobą w celu zarezerwowania jakiegokolwiek lotu do obojętnie mi jakiego kraju. Chciałam odpocząć od życia, od wszystkich problemów. Zabukowałam bilet na najbliższy wolny lot do Włoch. Dopakowałam w tępie natychmiastowym ubrania dopasowane do panującej tam pogody, kosmetyki i inne potrzebne rzeczy, po czym opuściłam swoje mieszkanie. Zamówiłam taksówkę, która w kilkanaście minut zawiozła mnie na lotnisko. Samolot odlatywał za niecałe pół godziny, więc szybko przeszłam odprawę i usiadłam wygodnie na swoim miejscu. Cały czas mój telefon nie przestawał dzwonić, w pewnym momencie zdenerwowałam się i odebrałam:
- Słucham?
- Amy gdzie jesteś?! - usłyszałam głos Liama.
- W samolocie - odpowiedziałam głosem wypranym z emocji.
- Jak to?! Gdzie lecisz?!
- Przykro mi Liam, ale nie mogę ci powiedzieć.
- Wiesz gdzie ona jest? - usłyszałam stłumiony głos osoby trzeciej.
- Lotnisko - rzucił - Amy dlaczego wyjeżdżasz?
- On mnie nie kocha, Liam! - krzyknęłam i wyłączyłam telefon.
Usiadłam wygodnie w fotelu i odwróciłam się w stronę okna, aby nikt nie widział moich gorzkich łez. Wyjęłam swojego ipoda, na playliście włączyłam piosenkę Jamesa Arthura - Impossible. Ja i Louis bardzo ją lubiliśmy i wspieraliśmy go podczas trwania x factor. Wszystko mi o nim przypominało, nawet zwykła rzecz była związana z jakimś wydarzeniem z naszego życia. Byliśmy razem dwa lata. Wspierałam go podczas, gdy on i chłopaki walczyli o wygraną. Potem byłam przy nim na prawie każdym koncercie, na którym mogłam być. ZAWSZE byłam przy nim, nawet z najtrudniejszych chwilach. A on? Robił dla mnie wszystko, wydawało mi się, że będziecie już zawsze razem. Niestety przeliczyłam się. Przyzwyczaiłam się, że gdy bardzo się w coś angażuję, to potem cierpię. Przez całą drogę męczyły mnie wyrzuty sumienia, tak bardzo chciałam się do niego przytulić, przeprosić, ale wiedziałam, że muszę być silna.
Do Włoch dotarłam kilka godzin później, odebrałam swoje bagaże i wyszłam przed lotnisko. Przywołałam taksówkę i poprosiłam, aby zawieźć mnie do najbliższego hotelu.

___________
 Taaak, tak wiem, znowu Louis :)
Ale i tak mam nadzieję, że Wam się spodoba :)

Ale wiecie co? Pod postami dziewczyn jest baardzo dużo komentarzy, a pod moimi ledwo 2 lub 3 . Może czas to zmienić? :D


~Alex

sobota, 11 maja 2013

Imagin sześćdziesiąty drugi~ Zayn (+18)

"Tak" wypowiedział brunet i złapał mnie w talii zatapiając się w namiętnym pocałunku.Wszyscy w kościele wstali i zaczęli bić brawo. Zayn pociągnął mnie w kierunku wyjścia, gdzie już wszyscy czekali i sypali w nas ryżem. Oczywiście standardowo staliśmy pod kościołem wysłuchując życzeń od najbliższej rodziny.
***
Na naszym weselu wszyscy bawili się znakomicie. Czterej najbliżsi przyjaciele mojego męża co jakiś czas zastępowali kapelę i śpiewali różnorakie piosenki. "Śpiewali" to za duże słowo, gdy było już około 2.00, a oni dorwali się do mikrofonu. Miałam wrażenie, że i tak nikomu to nie przeszkadza, większość gości szalało na parkiecie, a ci zalani w trupa leżeli pod stołami/na swoich krzesełkach i smacznie spali.
Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się po sali. Powoli powoli wszystko zaczęło do mnie docierać. Zayn Malik. Moim mężem. Nasz ślub. Nasze wesele. Nasza wspólna przyszłość. Chłopak, na którego tak długo czekałam w końcu był mój. Mój i tylko mój. Już na zawsze.
-Na zawsze?- spytał z cwaniackim uśmieszkiem Zay. Dotarło do mnie, że ostatnie zdanie musiałam powiedzieć na głos, niby szeptem, ale było to słychać. Chłopak pocałował mnie w czoło i pod stołem delikatnie złapał moją dłoń przesuwając ją w stronę swojego krocza. Zarumieniłam się i to chyba dość mocno, bo Zayn uśmiechnął się znacząco. Nie puszczając mojej ręki zbliżył się i delikatnie musnął moje usta. "ZAYN {twoje imię}, ZAYN {twoje imię} [...]" biegał Niall krzycząc po całej sali i próbując nas znaleźć. Już miałam wyciągnąć w jego kierunku rękę, gdy to Zayn ją pociągnął i zaczął biec ze mną w przeciwnym kierunku niż był blondyn. Spojrzałam na niego pytająco, a on tylko uśmiechnął się w stylu "bad boya" i biegliśmy dalej między ludźmi, unikając światła, jakby celowo, by nikt nas nie zauważył. Malik skręcił w najbliższy korytarz, prowadzący podobno do palarni. -Serio? Teraz? Dzisiaj?- spytałam z zażenowaniem. Brunet tylko głęboko westchnął i dalej prowadził mnie pod rękę. Kompletnie nie miałam pojęcia co się dzieje i gdzie konkretnie idziemy, milion pytań nasuwało mi się na myśl, ale żadne nie miało racjonalnego wytłumaczenia. Zayn podszedł bliżej mnie i się do mnie przytulił. Spojrzał mi głęboko  w oczy i nas zatrzymał. Złapał mnie w talii i uśmiechnął się uśmiechem tak słodkim i cudownym, że nie sposób było nie poczuć tego magicznego "ukłucia" w brzuchu. Dotknął swoim czołem mojego i wciąż wpatrywał mi się w oczy, wręcz przeszywał mnie wzrokiem. Uśmiechnął się naprawdę delikatnie, złapał mnie obiema dłońmi wokół twarzy i jego usta były coraz bliżej moich. Patrzył mi prosto w oczy, moje kolana się uginały pod wpływem jego głębokiego spojrzenia. Znaliśmy się już dobre trzy-cztery lata, ale ten brunet wciąż i wciąż, niezmiennie, działał na mnie w ten sam sposób.W końcu zdołałam zamknąć oczy, dosłownie ułamek sekundy później poczułam na swoich ustach delikatne ciepło jego miękkich warg. Jego cudowne usta przylgnęły do moich. Malik wplótł jedną rękę w moje włosy, druga zjeżdżała z pleców w dół. Całował mnie namiętnie, a zarazem z czułością. Nigdy, przenigdy nie chciałam przerwać tej chwili, a co dopiero przenigdy nie pomyślałabym, że to właśnie ten erotoman to zrobi. Uniósł głowę lekko do góry w taki sposób, że nawet jakbym się wysiliła najbardziej jak mogła i stanęła na palcach, nie dosięgnęłabym ustami nawet jego brody. Usłyszałam z jego ust delikatny pomruk niezadowolenia, więc już wiedziałam, że nie przerwał pocałunku mimowolnie. Spojrzał na mnie tajemniczo i poczułam, jak ściąga dolną część mojej sukni ślubnej. Nie wiedział o tym, że dół jest odpinany, więc moje zdziwienie się podwoiło. -Skąd ty....- nie dokończyłam pytania. -{imię twojej przyjaciółki}- odpowiedział chłopak pozbywając się ostatecznie "spódnicy" od twojego stroju. Nie pytałam już o nic, bo widziałam, że "mój mąż" zaczyna robić się spięty, że coś zaczyna go denerwować. -Chodź.- szepnął mi do ucha i uścisnął moją dłoń. Posłusznie, jak zaczarowana ruszyłam w jego kierunku. Szedł o jakieś dwa kroku z przodu, mogłam bez problemu go obserwować. Patrzył w przód, był strasznie zamyślony, ponieważ jego spojrzenie było bardzo puste. Z jego oczu przeszłam dalej, zaczął mnie czarować swoim wyglądem. Delikatny zarost, idealnie przystrzyżone włosy postawione "na jeża", w dodatku Malik był w garniturze. Jego już i tak perfekcyjna twarz i postura dzięki czarnemu strojowi wyglądała jeszcze bardziej perfekcyjnie, co myślałam, że nigdy nie będzie miało miejsca. Szliśmy tak długim, oświetlonym tylko świecami korytarzem, kiedy Zayn znacznie przyśpieszył. Po chwili i ja usłyszałam, co było źródłem jego przyspieszenia. Oczywiście nasz kochany blondyn, który faktycznie szukał nas chyba po całym budynku. Poprosiłam Malika, byśmy się zatrzymali i dowiedzieli o co chodzi temu słodkiemu Irlandczykowi, ale Zay tylko się zaśmiał i jeszcze bardziej przyspieszył. -I tak was widzę!- krzyknął Niall i wtedy Zayn z dźwięcznym śmiechem zaczął biec ponownie ciągnąc mnie za sobą. To samo uczynił Nialler. Chyba udało nam się uciec, bo wylądowaliśmy w jakiejś windzie, do której szybko zatrzaśnięto wejście. Spojrzałam na lekko zdyszanego bruneta i uśmiechnęłam się sama do siebie. Poprawiłam włosy i podeszłam znacznie bliżej niego. Jedną rękę oplotłam mu na szyi, drugą położyłam na pośladkach. Lewą nogę owinęłam mu na biodrze i przycisnęłam go mocno do siebie. Chłopak był strasznie zaskoczony przejęciem przeze mnie inicjatywy i cofnął się o krok. Strasznie mnie to zdziwiło, ponieważ zawsze był taki chętny do tego typu gierek. Spojrzałam pytająco, a on tylko obrócił głowę i patrzył na wskaźnik pięter. Zauważył moją skwaszoną minę, więc podszedł i objął mnie bardzo mocno mówiąc, że wynagrodzi mi to już dosłownie za kilka chwil. Kompletnie nie miałam pojęcia, o czym on bredzi, więc pozostawało mi jedynie tylko czekać. Wskaźnik wskazał piętro "102" i drzwi się otworzyły. Było strasznie ciemno, więc odruchowo bardziej wtuliłam się w Zayna. Dopiero teraz poczułam, jak bardzo wali mu serce; zaczęło mnie zastanawiać, co tak bardzo go stresuje. Nie puszczając mojej dłoni brunet podszedł kilka kroków do przodu i z tego, co udało mi się zauważyć otwierał jakąś klapę. Gdy już została uchylona, zrobiło się dużo jaśniej i ujrzałam małe, białe schodki. Po minie Zayna wywnioskowałam, że mam po nich wejść na górę, tak też uczyniłam. Weszłam na pierwszy, drugi, ósmy i totalnie mnie zamurowało. Byliśmy na samym szczycie wieżowca. Z racji późnej pory było dość ciemno, ale w niczym to nie przeszkadzało, ponieważ wszędzie porozstawiane były świeczki, w dodatku chyba zapachowe. Wbiegłam szybko na górę i poczekałam, aż Zay też w pełni to zrobi. Bardzo chciałam go przytulić, ale coś w środku nie pozwalało mi się nawet ruszyć. Miałam wielką gulę w gardle i trochę przeszkliły mi się oczy. Chłopak odetchnął z ulgą i podszedł do mnie w celu przytulenia mnie. Moja twarz wylądowała na jego klatce piersiowej, a on wtulił swoją w czubek mojej głowy. Po kilkuminutowym staniu w głębokim uścisku Zayn złapał moją dłoń, obkręcił mną niczym księżniczką i wskazał podbródkiem w prawą stronę. Spojrzałam pod nogi i ujrzałam drogę usłaną płatkami herbacianych róż, a owe płatki prowadziły do wielkiego koca (może nawet materaca), który również był usłany płatkami, tylko że krwistoczerwonych, róż. Zaparło mi dech, wszystko tak, jak sobie kiedyś wyśniłam. Wokół materaca szampan i moje ulubione przekąski. Widząc moje zadowolenie Zayn wziął mnie na ręce i zaniósł prosto na pięknie wyściełany przedmiot. Położył mnie na nim i sam szybko na niego skoczył. Jedną rękę podłożył pod moją głowę, natomiast drugą jeździł wzdłuż mojego ciała, cały czas niby "niechcący" zahaczając o mój biust. Po około dziesięciu minutach takiej zabawy bez słów wybuchł: Dobra skarbie, ściągaj ten obcisły gorset, bo już dłużej nie wytrzymam. Miałem być grzeczny i czekać na twój ruch, ale jak widzisz coś mi nie wychodzi.- Tak bardzo chciałam się zaśmiać, ale odgrywałam poważną minę, by się z nim podroczyć. Malik zabrał swoją rękę spod mojej głowy i ułożył się tak, by ponownie patrzeć mi w oczy tym swoim spojrzeniem... -Zaraz, czekaj. Kiedy ty się pozbyłeś ubrania?!- spytałam zdziwiona patrząc na mojego męża w samych bokserkach i podkoszulku. -Widzisz jak na ciebie działam? Zapominasz o rzeczywistości. A teraz wyskakuj z gorseciku.- rzekł. -A zresztą...- dodał i usiadł na mnie okrakiem. Zbliżył swoje usta do moich i skończyliśmy na namiętnym pocałunku. Jego język wirował po moim podniebieniu, a  jego dłonie gwałtownie dotykały mojego ciała. Leżałam bezwładnie na jedwabiu, podczas gdy to właśnie Malik władał moim ciałem. Był w moich myślach, uczuciach, w mojej głowie, na moich ustach no i.... Oczywiście na mnie. Całował mnie namiętnie, bez opamiętania, gwałtownie. Jednak również delikatnie, jakbym była z porcelany i musiał uważać, by nie stała mi się krzywda.Wciąż na mnie leżał i wciąż mnie całował, gdy poczułam coś dziwnego w okolicach swojego podbrzusza. Coś, co delikatnie na mnie napierało, pare sekund później zdałam sobie sprawę z tego, co to było i niestety wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Poczułam z ułożenia jego ust, że Zayn uśmiechnął się tym śmiechem, który ma na twarzy gdy się zawstydza. Postanowiłam przejąć inicjatywę i wykorzystałam ten moment obracając bruneta na plecy i kładąc się na nim w ten sam sposób, w który on leżał na mnie przed chwilą. Czułam, że jego członek twardnieje, ale postanowiłam pobawić  się z nim  jeszcze trochę. Przycisnęłam jego dłonie do poduszki uniemożliwiając mu ruchy. Gdy chciał mnie pocałować odchyliłam głowę do tyłu i uśmiechnęłam się do niego zawadiacko. Niestety chyba mój wymarzony efekt nie wypalił, bo pewnie wyglądałam bardziej jak jakaś niezdara niż zadziorna, seksowna kobieta, jaką chciałam odegrać i Zayn uśmiechnął się słodko. Zjechałam pocałunkami do jego szyi, następnie do wyrzeźbionego torsu, przy którym jak zwykle musiałam się zatrzymać. Przejechałam po nim kilka razy językiem, sutki bruneta stwardniały, podobnie jak i inne części ciała, więc nie chciałam go już dłużej trzymać w niepewności, zjechałam pocałunkami do brzucha, potem podbrzusza. Jego bokserki były naprężone na maksimum, toteż uratowałam je przed eksplozją. Chłopak uniósł głowę do góry i ujrzałam ten ogień w jego oczach. Gdybym sama mogła jeszcze wytrzymać, podroczyłabym się z nim jeszcze, ale sytuacja miała się troszeczkę inaczej. Przyłożyłam swoje gorące dłonie do jego członka, wstrząsnął nim dreszcz. Odchylił głowę do tyłu i ponownie westchnął w ten sposób, gdy krzyżują się jego plany. Wstał i posadził mnie w swoją stronę. -Skarbie- rzekł -To nasz, twój dzień. Wiem, że uważasz, że sprawisz mi tym wiele przyjemności, ale nie ty będziesz robić mi dobrze tej nocy. Nie pozwolę na to, nie będziesz robić mi "loda" jak jakieś panie spod latarni, mam swoją godność. Pragnę cię, pragnę cię bardzo, więc w naszą noc poślubną to ja sprawię ci orgazm życia.- powiedział i rzucił się na moje usta. Totalnie mnie zatkało, więc czekałam, co on zrobi. Zayn pchnął mnie delikatnie na łóżko i rozłożył moje nogi. Całował mnie od brzucha, po wzgórek łonowy. Był bardzo delikatny, a jego mały zarost lekko łaskotał mnie w uda potęgując doznania. Malik zaczął delikatnie bawić się moją "kobiecością", po czym przeszedł do zabaw z językiem. Był bardzo dokładny i jakby obeznany w tym, co robi. Jego język, do którego po kilku minutach dołączyły dwa palce był wspaniały. Malik ssał mój "skarb" pomagając sobie palcem i doprowadzając mnie do szału. Wiłam się po tym jedwabiu jak oszalała, ale co chwilę obserwując Zayna, był z siebie bardzo dumny, widziałam to w jego oczach. "Pf, typowy facet"- pomyślałam. Gdy zaczęłam krzyczeć, Zayn wstał i zatkał mi usta pocałunkiem. Ponownie tak bardzo namiętnym, że od samego pocałunku byłabym w stanie szczytować.
Dotykając moich piersi Zay zaczął się cichutko śmiać i polizał mnie w nos. Krzyknęłam tylko "fuuu" i odpłaciłam się tym samym. Chłopak wziął do ręki swojego penisa, przejechał po nim kilka razy ręką i delikatnie włożył go we mnie. -To będzie piękny początek wspólnej przyszłości, mrs. Malik.- rzekł do mnie i pocałował mnie w rękę. Gdyby nie to, że jego penis właśnie penetrował mnie od  środka, pewnie bym się rozpłakała, ale teraz nie mogłam, miałam inne wrażenia w głowie. Brunet coraz energiczniej poruszał biodrami doprowadzając mnie do szaleństwa. Wyraz jego twarzy mówił sam za siebie, byłam wzruszona, że jest on już tylko mój, już na zawsze.
Zay odchylił głowę do tyłu, cicho pojękując. Zrobiło mi się trochę głupio, że on ledwo zauważalnie jęczy, a ja krzyczę na całe gardło, ale nie przeszkadzało mi to wtedy. Wtedy liczył się tylko jego pomruk. Jego zadowolenie. Jego ruchy. W pewnym momencie pisnęłam dziwnym tonem, Zayn natychmiast przerwał pytając, czy nie zrobił mi krzywdy. Pocałowałam go tylko w nos i powiedziałam, że jest cudowny i wróciliśmy do "pracy". Jego biodra poruszały się coraz to coraz to szybciej, moje ciało przeszywały dreszcze. Jego penis wchodził i wychodził ze mnie w zawrotnym tempie, jego ręce leżące na moim brzuchu tylko dodawały mu siły. Jeszcze kilka głębokich pchnięć i Malik padł koło mnie przeżywając doznanie swojego życia. Ja szczytowałam kilka minut po nim i padłam w jego objęcia.
Leżeliśmy tak nadzy przez kolejnych kilkadziesiąt minut, milcząc i patrząc w gwiazdy. Chłopak wtulił się do mnie bardziej i szepnął "Byłaś taka cudowna...."  i pocałował mnie w kark.
Sekundę później klapa od dachu wieżowca się otworzyła i wyłonił się z niej Niall. Zayn w pośpiechu zaczął mnie zasłaniać swoim ciałem. Przyznam, że musiało wyglądać to komicznie.
-Spoko spoko, przyniosłem wam tylko kocyk, nie będę wam przecież przeszkadzał podczas nocy poślubnej. Jeszcze chciałem tylko powiedzieć, że prawie wszyscy wasi goście śpią już albo pod stołami, albo w swoich pokojach, a Harry tańczył na barze. No, to tyle, miłej nocy.- powiedział blondynek i zniknął w wieżowcu. Oboje z Zaynem wybuchliśmy niepohamowanym śmiechem.




_________________________________________________________________

Dobra, w końcuuuuuuuuuu. TO SE JA, WERSON. Boże, tyle tu nic nie dodawałam.... TAK STRASZNIE WAS WSZYSTKICH PRZEPRASZAM. PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM PRZEPRASZAM..... Sprawy osobiste się trochę nakłębiły, potem już tak wyszło.... Ale macie tego imagina dziś, postaram się już być bardziej systematyczna, obiecuję.
Mam nadzieję, że to wam się podobało.
Agata już pisała odnośnie komentarzy... Podpisuję się pod tym, musicie się bardziej udzielać, inaczej ten blog naprawdę nie będzie miał sensu....
Liczę na Was skarby. <3

MACIE JESZCZE MOJE NOWE OPOWIADANKO, ZAYN JEST TAM NARKOMANEM, tam też na was liczę. :D  zaynscocaine.blogspot.com 

Lots of love, Werson x

wtorek, 7 maja 2013

Imagin pięćdziesiąty piąty, cześć II~ Louis

Weszłam do domu, zamykając drzwi z głośnym trzaśnięciem. Olewając krzyki mamy wbiegłam do swojego pokoju, rzucając się na łóżko. Wzięłam kilka głębokich oddechów, aby spuścić trochę z tonu i zdjęłam bluzę, spychając ją z łóżka.
Dlaczego ja odebrałam ten cholerny telefon?! 
Gdyby nie to, nadal żyła bym jak wcześniej, bez niego.
No właśnie, bez niego. Ale czy właśnie tego chcesz?
No pewnie, że tak. Nic do niego nie czuję, stracił mnie.
Ale ty chcesz mu wybaczyć, czuję to.
Kim ty właściwie jesteś?
Głosem w twojej głowie i sercu, sumieniem.
- To idź się sumieniuj gdzie indziej, a nie bzdury opowiadasz - warknęłam w sufit - O matko, gadam do siebie...
Położyłam się na boku i patrzyłam się na blizny na moich nadgarstkach. Myślałam nad nim i chociaż próbowałam to powstrzymać to nie potrafiłam. Wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości.
Skoro Louis chce zostawić swoją dziewczynę DLA MNIE, to musi coś do mnie czuć, prawda?
Nie, pomyślałam. Przecież skoro z nią był, to musiał czuć do niej coś więcej niż do przyjaciółki. Miałam do niego wiele dręczących mnie pytań, ale bałam się odpowiedzi na nie. Przemogłam się jednak i znalazłam w komórce jego numer telefonu. Kłóciłam się ze sobą, czy zadzwonić. W końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam komórkę do ucha.
- Ashley? - zapytał trochę zdziwiony.
- Chciałabym z tobą pogadać - powiedziałam pewnie.
- Jasne, kiedy tylko chcesz. Przyjadę po ciebie, zgoda?
- Wiesz jeszcze, gdzie mieszkam? - zdziwiłam się.
- Pamiętam to i owo - delikatnie się zaśmiał - Do zobaczenia.
Odłożyłam komórkę na stolik nocny i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją i chwilę wpatrywałam się w zawartość. Po krótkiej chwili wyciągnęłam z niej marynarkę oraz rurki w miętowym kolorze, to tego białą bokserkę i beżowe koturny.  Poleciałam do łazienki przebrać się i poprawić makijaż oraz włosy.
Po co się tak starasz dla niego?
Głupi głosie w głowie, nie kazałam ci się zamknąć?
Dla pewności kilka razy po drodze sprawdzałam mój wygląd. Za każdym razem nie poznawałam samej siebie. Od dobrych kilku miesięcy nie nosiłam takich ubrań, wolałam raczej płaskie buty, wygodne, jeansowe rurki i luźne koszulki. Teraz wyglądałam tak jak kiedyś, jak podczas mojej znajomości z Louisem.
Odłożyłam tylko torebkę, bo po krótkich przemyśleniach stwierdziłam, że nie pasuję do okazji. Telefon i pieniądze schowałam do kieszeni, z szafki zabrałam klucze i zeszłam na dół. W kuchni była moja mama, pracująca na laptopie.
- Wychodzę, zostawiam klucze, mam nadzieje, że będziesz w domu - rzuciłam.
- Tak, tak, będę - mruknęła zapatrzona w ekran.
 Popatrzyłam na nią z politowaniem, prychnęłam cicho pod nosem. Sprawdziłam jeszcze raz wygląd i zamykając drzwi wyszłam przed dom. Zauważyłam Lou, opierającego się o swój samochód. Odruchowo delikatnie się uśmiechnęłam, chłopak odwdzięczył się tym samym. Podeszłam do niego w miarę normalnym krokiem, choć bardzo obawiałam się tej rozmowy. Chłopak otworzył mi drzwi do auta. Podziękowałam mu cicho i zajęłam miejsce. On okrążył samochód i również wsiadł, od strony kierowcy.
Jechaliśmy w ciszy dobre parę minut, wysyłając sobie ukradkowe spojrzenia. Co ja gadam! To on cały czas się na mnie gapił, a w pewnym momencie było to już maksymalnie niekomfortowe. W końcu po kilku kilometrach zatrzymaliśmy się przed małym parkiem na obrzeżach Londynu. Chłopak ponownie otworzył mi drzwi i podał rękę, żeby pomóc mi wysiąść.
Usiedliśmy na jednej z ławek nic nie mówiąc. Żadne z nas chyba nie wiedziało do końca jak zacząć tę rozmowę. Po wzięciu głębokiego oddechu postanowiłam zabrać głos:
- Więc...
- Przepraszam cię. Przepraszam cię za wszystko. Za moje błędy, słowa, czyny które kiedykolwiek cię zraniły - powiedział, odwracając się w moją stronę - Zrywając kontakt zachowałem się jak zwykły palant. Rozmawiałem z Eleanor przez chwilę i wszystko postarałem się jej wyjaśnić.
- I co? - zapytałam się cicho.
- Zareagowała... trochę inaczej niż przypuszczałem. Rzuciła we mnie kilkoma przezwiskami i wyszłam.
- Nie chciałam psuć waszego związku! - wyjęczałam.
-  Ashley, chyba nie mówisz poważnie - spojrzał na mnie zaskoczony - Zraniłem ją, zdaje sobie z tego sprawę, ale będąc w tym związku również raniłem siebie... i ciebie - dodał po chwili - Rozumiem, jeżeli teraz mnie zostawisz i wcale nie będę mieć ci tego za złe. Najprawdopodobniej na takie coś zasłużyłem. Ale zawsze w moim sercu pozostanie specjalne miejsce dla ciebie. Będę czekał na ciebie tak długo ile zechcesz.
- Louis już kiedyś ci zaufałam.
- Proszę o szansę, ostatnią. Obiecuję, że nie zawiodę. Nie dam ci znowu odejść.
Siedziałam poruszona jego słowami. Gdzieś w głębi serca moje uczucia do niego delikatnie się powiększały, chciały wydostać się na zewnątrz. Motylki w moim brzuchu szalały, a uśmiech sam wkradał się na twarz.
- Nie wiem co powiedzieć - odezwałam się po chwili - Dobrze wiesz, że nie potrafię ci nie wybaczyć, ale z drugiej strony jest to trudne, jakby wyzwanie - zrobiłam przerwę - Ale powinieneś też wiedzieć, że uwielbiam wyzwania.
Zanim doszły do niego moje słowa, minęło kilka sekund. Zastanawiałam się jak na nie zareaguje. Louis gwałtownie podniósł się z ławki, chwycił mnie za ręce i gwałtownie wpił się w moje usta.

Trzy lata później jesteśmy już po ślubie. Wszyscy mówią mi, że promienieje szczęściem. Kto wie, może to wina ciąży? Nie mogę się doczekać, aż powiem Louisowi, ze zostanie tatą.


Druga część imagina o LouLou napisana ;d ufffff myślałam, że się nie wyrobie przed północą, ale została mi jeszcze godzinka ;d


 ~Alex

środa, 1 maja 2013

Imagin sześćdziesiąty ~Zayn


-Wychodź już, bo się spóźnimy! - Wykrzyknęła z dołu Danielle. - Nie poganiaj mnie..! - odpowiedziałaś z łazienki dopracowując swój wyjściowy strój. - Jak Ty masz się tak guzdrać . czekamy w samochodzie! - Słychać było tylko trzaśniecie drzwiami. Dom ogarnęła niesamowita cisza, co było niesamowitą rzadkością  Przejrzałaś się po raz ostatni w lustrze i zbiegłaś schodami na dół, sięgnęłaś po klucze z szafki i zamknęłaś za sobą drzwi, po czym potruchtałaś do auta w którym siedziała już Danielle razem z Liamem. Byli parą już długi okres czasu i wyglądali ze sobą bardzo ładnie. Zawsze kiedy widziałaś ich razem Twoje policzki robiły się czerwone, i w głębi duszy zazdrościłaś im, że są sobie tak oddani i wierni. Twoje związki nie trwały więcej niż 2 miesiące i nie były specjalnie przepełnione jakimkolwiek uczuciem, po prostu miałaś chłopaka, można powiedzieć  że dla pokazówy  Teraz uświadomiłaś sobie, że takie związki był całkowicie do niczego, chciałaś za wszelką cenę znaleźć kogoś kto opiekował się Tobą jak Liam Danielle i bezwarunkowo kochał.
Z hukiem trzasnęłaś drzwiami od samochodu, po czym Liam odpalił silnik i ruszył. Klub - bo właśnie tam wybieraliście się dzisiejszej upojnej nocy - znajdował się pół godziny drogi od waszej posesji.
- Kto tam będzie  - przerwałaś cisze, pudrując przy tym nos. - Chłopaki i jakieś koleżanki Danielle, raczej nikogo stamtąd nie znasz, a co? - Odpowiedział Liam, po czym gwałtownie hamując, bo o mało nie wpadł na jakiegoś nieogarniętego przechodnia na pasach, co spowodowało rozsypanie się całego używanego przez Ciebie  pudru po samochodzie. - Cholera! Co Ty robisz?!  - wykrzyknęła Danielle, dusząc się kremowym pyłem.
Parking przed klubem. Już tutaj słychać donośną muzykę i rozmowy zaproszonych gości. Atmosfera wydawała się całkiem fajna, tylko zaniepokoiło Cie zamieszenia przy bramce do wejścia, pomiędzy ochroniarzami i jakimś naćpanym typkiem, który najwyraźniej chciał za wszelką cenę wejść do środka. Wzruszyłaś ramionami, bo miałaś nadzieje, że nic poważnego z tego nie wyniknie. Natomiast wypadek z pudrem spowodował nie małą kolizje na drodze, ale dzięki Bogu wyszliście z tego bez szwanku.
Stanęliście w kolejce do bramki, gdzie tylko ona dzieliła was od libacji alkoholowych, i świetnej zabawy. Niestety.. kolejka ciągnęła się godzinami, buty zaczęły Cie nieubłaganie obdzierać  a co najgorsze zaczynałaś odczuwać potrzebę fizjologiczną. - Dan! Czemu to się tak ciągnie, mówiliście, że będzie tylko parę osób! - Wymamrotałaś chodząc w miejscu jak to się robi kiedy pęcherz ciśnie. - Cóż.. Mamy bogate życie towarzyskie, w które chcemy Cie wciągnąć skarbie. - Oznajmiła Danielle z dobrą miną do zlej gry, ponieważ widać było po niej, że też ma już dość owej kolejki.
Jest już 23.47. W końcu udało wam się dotrzeć do wnętrza klubu, gdzie para zakochańców z którymi tu przyjechałaś, chcieli Cie od razu z kimś zapoznać  natomiast Ty nie zwracając na nich uwagi podążyłaś w stronę łazienki, albo czegoś co by mogło ją przypominać. W tym wypadku.. to drugie. Sciany były poobdzierane i popisane czym wlezie, woń była niedoniesienia  Służyła ona raczej jako palarnia, dupodajnia i wychodek. Chciałaś otworzyć drzwi, które oddzielały by "ubikacje" od reszty pomieszczenia, ale.. drzwi nie było. Pęcherz dawał się we znaki, a w dodatku czułaś jak ktoś się do Ciebie dobiera. Czuc było od niego ostrą woń alkoholu i wymiociny. Gwałtownie się odwróciłaś i bezlitośnie spoliczkowałaś napastnika. Ten zbytnio się tym nie przejął i zaczął dobierać się do Twojej bluzki, tym bardziej Ci się to nie spodobało i wiec złożyłaś mu cios na wiadomym miejscu (jaja) i dalej zszokowana całą sytuacją zaczęłaś uciekać. Wpadłaś na kogoś w nadziei  że nie jest to kolejny napalony typ, wiec biegłaś dalej. - Ej Ty! Coś.. - Usłyszałaś donośny, męski głos za sobą. Zwolniłaś tępo i niepewnie się odwróciłaś. Twoim oczom ukazało się dosłownie cudo. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż Twój poprzednik.
-.. Ci upadło - Dokończył chłopak. Wbrew ciemności, która ogarniała klub dostrzegłaś ten niesamowity blask w jego ciemnych oczach i delikatny uśmiech, który zdobił jego twarz. - Dzi-dziękuje - zająkałaś z przerażenia, i usiłowałaś odwzajemnić uśmiech, ale tylko skinęłaś na znak głową, odwróciłaś się na piecie i postanowiłaś poszuka Dan i Liama. Wtem poczułaś jak ktoś chwycił Cie za rękę  Był to chłopak, z którym przed chwilą "rozmawiałaś". Z lekka zaczął Cie irytować  swoją nachalnością, kiedy Ty dalej nie załatwiłaś swojej potrzeby. - Zaczekaj.. Jak Ci na imię  - Odparł chłopak, najwyraźniej zbyt pewny siebie. - A jakie to ma znaczenie? I tak pewnie nigdy więcej się nie spotkamy.. - Niechętnie mu odpowiedziałaś, za co skarciłaś się w myślach, bo właśnie szukałaś kogoś takiego jak on! Opiekuńczego... - Zapewne nie, ale kiedy podasz mi swój numer to już inna sprawa. - Uśmiechnął się pewny siebie chłopak, który już zaczął wypisywać swój numer na jakiejś karteczce. Głośno westchenełaś, i obróciłaś się twarzą do chłopaka. - Czego tak naprawdę chcesz? - Przerzuciłaś oczami, krzyżując ręce na piersi. - Ja? Em.. Twojego numeru, a przede wszystkim imienia, no bo co będę krzyczeć w sypialni..? - Uśmiechnął się w łobuzerski sposób, co spowodowało wzrost endorfin w Twoim organiźmie. - Nie będziesz chyba krzyczeć sam, prawa? Jak Ci na imię  - Zarzuciłaś włosami w uwodzicielki sposób. - Zayn. Zayn Malik. - Odpowiedział. - [T.I] - po czym podałaś mu rękę  Ten nie zwrócił uwagi na Twoją dłoń, delikatnie się do Ciebie przybliżył i złożył najsubtelniejszy pocałunek jakiego kiedykolwiek doświadczyłaś, na Twoich ustach  Czułaś się jak w 7-mym niebie, a Twój brzuch ogarniało stado motylków, co niestety.. przyczyniło się do nacisku na pęcherz  który był już na skraju wyczerpania. Delikatnie pisnęłaś  ponieważ wiedziałaś, że długo już nie wytrzymasz. Chłopak oderwał się od Twoich ust, - Co jest? Jeszcze nic nie zacząłem robić  a już krzyczysz? - Zaśmiał się Zayn. - Zabawne..- odparłaś z lekka spanikowana, poszukując wzrokiem jakiejś dogodnej toalety.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam :D Imagin, może za krótki, a końcówka prosi się o pomstę do nieba, ale pisałam go w strasznym pośpiechu. Rodzice poganiają mnie żebym się spakowała, no bo w końcu zaczęła się już majówka, ale jeśli chcecie aby kontynuować moje "dzieło" to wystarczy napisać w komentarzu na dole.
A jak już wspomniałam, że zaczął się już upragniony weekend majowy, raczej w tym tygodniu nie pojawią się już żadne imaginy, ale kto wie może Agiszon coś wymyśli. ;)  Wiec życzę udanego wypoczynku, tym którzy gdzieś wyjeżdżają i tym co zostają w domu. Adiós!
Zmiana nazwy na tt - @wantlarreh - zapraszam :3